Obecna sytuacja z koronawirusem w Chinach może mieć bardzo szerokie konsekwencje dla całej światowej gospodarki. Eksperci twierdzą wręcz, iż może również spowodować kłopoty z dostarczaniem substancji czynnych do leków produkowanych w Europie.
Czy jest zatem realne zagrożenie, że zaczniemy odczuwać problemy z dostępnością leków w Europie?
Jak twierdzi Jorg Geller, szef Affordable Medicines for Europe, zajmującej się importem równoległym leków, w chwili obecnej nie ma oficjalnych informacji w tej sprawie. Niemiecki rząd próbuje ocenić jaka część substancji czynnych produkowana jest w rejonach dotkniętych epidemią koronawirusa.
Trzeba też mieć pełną świadomość, iż jeśli dojdzie do przerw w produkcji substancji czynnych, to ich zasoby magazynowe w pierwszej kolejności trafią na najbardziej lukratywny rynek, co w tym przypadku oznacza rynek amerykański.
Obecna sytuacja jest już kolejnym sygnałem, po obserwowanych w latach ubiegłych zawirowaniach z dostępnością leków, jak groźne dla Europy jest tak duże uzależnienie produkcji leków od dostaw substancji czynnych z niewielkiej ilości fabryk z jednego kraju.
Dlaczego zatem europejscy producenci tak bardzo uzależnili się od chińskich dostawców?
Tak naprawdę genezą takiego stanu była sytuacja z producentami leków generycznych (czyli zamienników oryginalnych), którzy chcieli obniżać koszty po tym, jak państwa członkowskie usilnie dążyły do obniżenia cen medykamentów. Wówczas postanowiono przenieść większość produkcji z Europy do Chin, Indii i Izraela. W praktyce jednak nawet indyjskie fabryki korzystają z usług Chińczyków, stąd też państwo to stało się głównym źródłem surowców do produkcji leków.
By to zmienić, w pierwszej kolejności należałoby podwyższyć ceny leków generycznych. W tym przypadku, jeśli producenci nie będą mieli odpowiedniej zachęty finansowej, trudno oczekiwać by zdecydowali się na przeniesienie produkcji z powrotem do Europy.
Co istotne, taka decyzja musiałaby być trwała, a nie tylko tymczasowa, dopóki mamy problem z brakiem bezpieczeństwa dostaw surowców. Bowiem zmiana kraju producenta surowców do produkcji leków to ogromne koszty, liczone w miliardach dolarów.
Jednocześnie trudno się spodziewać, by politycy jakiegokolwiek kraju członkowskiego chcieli podjąć decyzję o podniesieniu ceny leków. To jest decyzja zdecydowanie niepolityczna, a wydatki na służbę zdrowia zazwyczaj są mocno nadwyrężone. Stąd tez musi ona zostać podjęta na szczeblu unijnym.
Kolejną istotną kwestią są ceny antybiotyków. Potrzebą chwili jest bowiem opracowywanie nowych antybiotyków, tymczasem producenci nie są tym zainteresowani, gdyż za nowe antybiotyki otrzymaliby takie same pieniądze jak za już produkowane.
Generalnie raczej powinniśmy zapomnieć o tanich lekach, gdyż taka polityka jest coraz groźniejsza dla pacjentów.
A co z ewentualnymi zanieczyszczeniami leków, których było kilka w ostatnich latach?
Nie od dziś wiadomo, iż jeśli cena stanowi główne kryterium przy produkcji leków, to niestety może spadać ich jakość. Taką właśnie tezę postawiła amerykańska Agencja Żywności i Leków w ostatnim raporcie dotyczącym niedoboru medykamentów.
Oczywiście zarówno USA, jak i Unia Europejska poddają chińskie fabryki procesom kontrolnym, tym niemniej wydaje się, iż taka procedura nie jest wystarczająca.
To kolejny asumpt do tego, by możliwie szybko podjąć decyzję i przenieść produkcję z powrotem na Stary Kontynent. Należy też mieć na uwadze, iż będzie to proces wieloletni.
A jak odnieść się obecnie do listy prawie 400 leków, będących dziś w Polsce na liście braków?
Zdaniem Jorga Gellera na liście leków zagrożonych brakiem dostępności w Polsce jest więcej produktów, aniżeli tych, gdzie faktycznie jest deficyt. Bowiem przedstawiciele producentów lobbują za tym, by taki lek na tę listę trafił albo wręcz sztucznie i celowo zaniżają ilości dostaw tych medykamentów do Polski. Wszystko to po to, by ich eksport był nielegalny.
W Polsce niestety nie ma jasnych kryteriów dotyczących tego, jaki lek powinien być i kiedy uznany za deficytowy. Tak naprawdę większość medykamentów autentycznie zagrożonych brakiem to leki generyczne.
Zatem lista medykamentów zagrożonych brakiem dostępności publikowana przez polski resort zdrowia jest błędna. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę wskazówki Komisji Europejskiej (KE) wysłane ostatnio do władz austriackich. Otóż KE jasno w nich wskazuje w jakich sytuacjach leki nie powinny być dopuszczone do eksportu. Tymczasem polskie zasady w tym zakresie są zupełnie odmienne, co powoduje, iż polska lista leków deficytowych jest najdłuższa w całej Europie. Przeciętnie bowiem obejmuje ona 20-30 pozycji w danym kraju.
Czy jednakże występujący w Polsce problem z nielegalnym wywozem nie jest przyczyną takiej sytuacji w Polsce?
Otóż jak twierdzi Jorg Geller, by trafnie określić kłopot niedoborów leków i właściwie przeanalizować działanie tak zwanej „mafii lekowej”, trzeba dokładnie wiedzieć, ile i jakich leków rzeczywiście brakuje. Ta większa przejrzystość w tym względzie byłaby korzystna także z innego powodu. Już dziś bowiem Polska jest najszybciej rozwijającym się rynkiem korzystającym z importu równoległego leków, czyli kupowania medykamentów w krajach, gdzie są one tańsze.
Im lepszy bowiem przepływ produktów leczniczych w całej Unii Europejskiej, tym więcej tanich leków Polska może nabyć w ramach wspomnianego importu równoległego.
A czy nie jest tak, iż w Polsce leki są relatywnie tanie, będąc przyczyną działania mafii lekowej?
Jak twierdzi Jorg Geller Polska nie jest najtańszym krajem unijnym w kwestii cen leków. Przykładowo Niemcy importują leki z wielu różnych miejsc i co zastanawiające, najlepszym źródłem jest Norwegia, gdzie leki są znacznie tańsze niż w Polsce.
Ciekawostką jest też to, iż największym źródłem pozyskiwania leków przez Polskę w ramach importu równoległego są właśnie Niemcy, nie będące uznawane za kraj z tanimi lekami.
Podsumowując, sytuacja na rynku leków jest dość skomplikowana. Największym jej zagrożeniem jest trwające już od wielu lat uzależnienie europejskiej produkcji od dostaw substancji czynnych z Chin. Taka sytuacja zawsze może wywołać kryzys związany z dostępnością leków dla pacjentów. Wystarczy bowiem jakaś poważna epidemia, jak chociażby w tej chwili z koronawirusem, by bezpieczeństwo lekowe uległo zachwianiu. Bez zdecydowanych i konkretnych działań ze strony całej Unii Europejskiej trudno będzie jednak znaleźć dobre rozwiązanie takiej sytuacji.