Oczywiście jednej recepty nie ma, tym niemniej wydaje się, iż byłoby to sensowne rozwiązanie. Podatek od cukru nie jest wymysłem abstrakcyjnym, wdrożyło go już kilkanaście krajów na świecie, w tym Francja, Kanada, Norwegia, Finlandia, Estonia, Irlandia, Węgry, Dania i Wielka Brytania. W tym gronie ma też pojawić się Polska, zgodnie z zapowiedziami rządu z początkiem 2022 roku. Zdaniem wiceministra zdrowia Sławomira Gadomskiego, rozwiązanie to ma na celu przede wszystkim ograniczenie złych nawyków żywieniowych społeczeństwa i zachęcenie producentów do zmiany receptur. Dopiero na drugim planie są względy fiskalne, choć szacunki pokazują, iż z tego tytułu do budżetu może wpłynąć nawet 2 mld złotych rocznie, co jest niebagatelną sumą.
W krajach, które przyjęły już takie rozwiązanie, ustalona jest sztywna opłata w zależności od ilości cukru przypadającej na ciężar lub ilość danego produktu.
Czy podatek od cukru przyniósł pozytywne efekty w krajach, które go wprowadziły?
Otóż zdania w tej kwestii są podzielone. Na przykładzie Wielkiej Brytanii (gdzie taki podatek funkcjonuje od kwietnia 2018 roku) widać, iż trudno dziś jeszcze mówić o osiągnięciu celów zdrowotnych, natomiast efekty fiskalne są już widoczne, gdyż do budżetu wpłynęło około 240 mln funtów.
Tym niemniej udało się przekonać ponad połowę producentów do zmiany składu produktów (spadek udziału cukru poniżej poziomu podlegającego opodatkowaniu), jednakże z planowanej przez brytyjską służbę zdrowia redukcji zawartości cukru w produktach o 20% w perspektywie 3 lat, udało się obecnie zrealizować niecałe 3%.
Jednakże w krajach, które już wcześniej opodatkowują cukier, wyniki takich działań są optymistyczne. Norwegia, opodatkowująca cukier już od 1922 roku, podniosła w ostatnim czasie stawki owego podatku. W ich efekcie konsumpcja cukru w Norwegii jest dziś najniższa od 44 lat i spadła na przestrzeni ostatnich 20 lat z poziomu 43 kg do 24 kg rocznie na osobę. I o ile w Wielkiej Brytanii jedno na troje dzieci jest otyłe, to w Norwegii już tylko jedno na sześcioro. Należy jednakże zauważyć, iż poza stanowczą polityką finansową, skuteczny jest tam także zakaz reklamowania niezdrowego jedzenia dla dzieci poniżej 13 roku życia.
Optymistyczne dane w tej kwestii przekazują też naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Poddali oni badaniom zmianę nawyków żywieniowych w miastach na zachodnim wybrzeżu USA. Po 3 latach obowiązywania podatku od cukru okazało się, iż na przestrzeni lat 2014 – 2017 konsumpcja słodzonych napojów spadła o 52%, a jednocześnie wzrosło spożycie wody o 29%. Tymczasem w innych kalifornijskich miastach (które takiego podatku nie wprowadziły), takich zmian nie zaobserwowano.
Czy podobny podatek, skutkujący spadkiem spożycia, obejmie też mięso?
Niewątpliwie wiele organizacji ekologicznych przekonuje, iż wydarzy się to w przeciągu 5-10 lat. Szczególnie mocno zabiegają one o odejście od najbardziej szkodliwego dla naszej planety chowu przemysłowego.
Jednakże trudno dziś przewidzieć, czy realizacja tego postulatu ma szansę powodzenia. Na razie o podatku od mięsa mówi się głównie w Niemczech, gdzie zmiana nawyków żywieniowych w tym względzie byłaby wskazana. Przeciętny Niemiec spożywa bowiem rocznie ok. 80 kg mięsa, co jest wynikiem dwukrotnie wyższym od średniej na świecie. Polacy w tym aspekcie nie wypadają dużo lepiej, konsumując średnio 78,5 kg mięsa rocznie.
Z kolei zmiana przyzwyczajeń konsumentów w tym zakresie jest konieczna nie tylko z powodów zdrowotnych, ale też by chronić środowisko i planetę przed zagładą. Zdaniem naukowców szczególnie kraje rozwinięte winny ograniczyć spożycie mięsa i to w dużym zakresie, gdyż średnio spożywają dwa razy więcej tego surowca aniżeli średnia dla całego świata. Tymczasem trend jest wciąż odwrotny. Przewiduje się, iż na przestrzeni lat 2000 – 2050 nastąpi podwojenie produkcji mięsa, z poziomu 229 ml ton do 465 mln ton. W roku 2018 ponownie pobito rekord, produkując 335 mln ton, z czego ponad 130 mln stanowiła najdroższa w produkcji wołowina.
Zdaniem ekspertów, wyższe ceny (wskutek wprowadzenia podatku) mogłyby skutecznie przekonać ludzi do zdrowszej diety roślinnej. A nadmierna produkcja mięsa, poza względami zdrowotnymi, ma też negatywny wpływ na zużycie wody, energii, wycinanie lasów czy też zatrucie wód i gleby odchodami. Okazuje się też, iż to właśnie hodowla zwierząt jest jednym z głównych źródeł emisji gazów cieplarnianych, przy czym w tym przypadku chodzi o metan, a nie dwutlenek węgla. I właśnie metan przyczynia się ponad 23-krotnie bardziej do powstania efektu cieplarnianego, aniżeli dwutlenek węgla. Nadto nadmierna produkcja mięsa przyczynia się również do wycinania Amazonii i lasów tropikalnych.
Czy zatem względy ochrony środowiska winny być koronnym argumentem za zmniejszaniem produkcji mięsa?
Otóż w dyskusjach na ten temat niewątpliwie ten motyw przeważa, tym niemniej nie należy też zapominać o negatywnych skutkach dla zdrowia. Nadmiar tłuszczu zwierzęcego jest powszechnie uznawany za przyczynę wielu chorób serca, udarów, cukrzycy i niektórych nowotworów. Czerwone mięso i jego przetwory są na liście czynników kancerogennych Światowej Fundacji Badań nad Rakiem, a naukowcy z British Heart Foundation wyliczyli, iż gdyby Brytyjczycy ograniczyli spożycie mięsa do zalecanych 210 gr tygodniowo (z obecnych 1,5 kg tygodniowo), to rocznie uratowano by 45 tys. osób przed przedwczesną śmiercią.
Podsumowując, najbliższe lata będą zapewne czasem dyskusji i wprowadzania w życie nowych regulacji. Co do zasady dodatkowo opodatkowane powinno być to, co nam szkodzi, generując dodatkowe straty i koszty. I zapewne przodować w tym będą kraje unijne, nie mające oporów, by wymuszać na koncernach zmiany. To zaś powinno pozytywnie odbić się nie tylko na ochronie środowiska, ale przede wszystkim na podniesieniu jakości życia i zdrowia społeczeństwa.