
O tym, że polski system ochrony zdrowia jest niedoinwestowany i cechuje go długi czas oczekiwania na wizytę czy też leczenie, wiemy nie od dziś. Niestety jednym z jego największych wad jest to, iż mamy w nim do czynienia z dominacją sektora publicznego w połączeniu z relatywnie niskimi nakładami. Z praktyki okazuje się, iż publiczny system opieki zdrowotnej jest wręcz jak dziurawe wiadro, bowiem nieważne, ile pieniędzy by tam wlać, to i tak niestety wyciekną. Poniżej uwagi oraz spostrzeżenia jakie w tym zakresie prezentuje Łukasz Jasiński, ekonomista, adiunkt w Katedrze Polityki Gospodarczej i Regionalnej Uniwersytetu Marie-Curie Skłodowskiej w Lublinie.
Co zatem sprawia, iż z polskim systemem ochrony zdrowia nie jest dobrze?
Zasadniczo jedną z najważniejszych przyczyn identyfikowanych przez ekspertów odnośnie do oceny polskiego systemu ochrony zdrowia jest to, iż mamy tutaj dominację sektora publicznego w połączeniu z relatywnie niskimi nakładami. Co to zasady powszechnie wiadomym jest, iż skoro państwo bierze na siebie ciężar ochrony zdrowia, to nakłady powinny być znacznie wyższe. Według danych OECD w Polsce wynoszą one ponad 6,5% PKB, z czego wydatki publiczne stanowią około 5,0%. Mówi się natomiast, iż te ostatnie należy zwiększyć do co najmniej 7,0% PKB.
Niekoniecznie jest to jednak remedium na wszystkie problemy systemu ochrony zdrowia. Przykładowo należałoby spojrzeć na raport Euro Health Consumer Index z 2019 roku, oceniający europejskie systemy ochrony zdrowia pod kątem chociażby dostępności świadczeń medycznych. Tutaj brano pod uwagę chociażby dostęp do specjalisty i czas oczekiwania na tomografię komputerową, planowany zabieg operacyjny czy też leczenie nowotworu. Łącznie można było dostać w każdej kategorii maksymalnie 225 punktów. W Polsce nakłady publiczne na ochronę zdrowia przekładały się w 2018 roku na dostępność świadczeń na poziomie 61,0%, co nie było dobrym wynikiem, bowiem celować winniśmy w okolice 75,0-80,0%, ale też nie był to z drugiej strony tragiczny wynik.
W powyższym kontekście warto porównać się z innymi państwami, przykładowo:
- Wielka Brytania wydawała w 2018 roku aż 7,5% PKB na zdrowie, a dostępność usług medycznych była na poziomie zaledwie 44,0%
- Hiszpania przeznaczała 6,2% PKB na zdrowie, a dostępność usług wynosiła 50,0%
- Szwecja wydawała na zdrowie 9,3% PKB i również osiągnęła dostępność usług na poziomie 50,0%
- Norwegia wydawała 8,7% PKB na zdrowie, a dostępność usług była na poziomie porównywalnym z Polską
Stąd też z tej perspektywy nasza ochrona zdrowia nie wygląda aż tak źle, jak się to wszystkim wydaje.
Warto zauważyć, iż na pewno istnieją też różnice w jakości ochrony zdrowia, lecz nie są one jednakże aż tak duże, jakby to się pierwotnie nam wydawało. Medycyna bowiem jest nauką globalną i generalnie to nie wysokość nakładów publicznych decyduje o dostępności usług. Dla przykładu w czasie trwania epidemii COVID-19 znacząco podniesiono wydatki na zdrowie, a średnie oczekiwanie na świadczenie medyczne wciąż jest na podobnym poziomie. W tym kontekście zatem ukazuje nam to, iż system publiczny jest dziurawym wiadrem, bowiem nieważne, ile pieniędzy byśmy tam wpompowali, to i tak one wyciekną. Istotna jest zatem nie tyle wysokość finansowania, lecz jego struktura. W obecnym systemie ochrony zdrowia polegamy bowiem w naszym kraju przede wszystkim na wielkim molochu, jakim jest Narodowy Fundusz Zdrowia, co może okazać się po prostu mało efektywne.
Co zatem należałoby poprawić, aby polepszyć jakość ochrony zdrowia w naszym kraju?
Należy wiedzieć, iż świadczenia medyczne finansowane są w około 10,0% z podatków, 52,0% stanowią składki zdrowotne, a reszta to fundusze prywatne. W Polsce te wydatki prywatne mają charakter bardzo rynkowy i wymykają się wręcz rządowym regulacjom, co oznacza, że trafiają one do samodzielnych niezależnych od państwa podmiotów prywatnych.
Generalnie należy sobie również uświadomić, iż prywatny system ochrony zdrowia niejako subsydiuje wręcz powszechny system ochrony zdrowia. Nie dość bowiem, że w Polsce nie mamy możliwości zrezygnowania z płacenia składki zdrowotnej, to jeszcze w coraz większym stopniu dotuje się tam też ów system bezpośrednio z podatków, przeznaczając duże kwoty chociażby na oddłużenie szpitali. Finansując z kolei prywatne rozwiązania w ochronie zdrowia i tak należy płacić kontrybucje na rzecz publicznego systemu ochrony zdrowia.
Oponenci prywatyzacji ochrony zdrowia zapominają bowiem, iż podmioty prywatne zazwyczaj radzą sobie lepiej z rachunkiem kosztów. Dla przykładu w Holandii czy Szwajcarii, gdzie wydatki na ochronę zdrowia stanowią kilkanaście procent PKB, ona sama charakteryzuje się wysoką jakością zaangażowania prywatnych podmiotów. Niewątpliwie też w tych krajach mamy do czynienia z sytuacją, że ludzie wydają sporo z własnej kieszeni na leczenie, bowiem ubezpieczenie zaczyna działać dopiero od pewnego pułapu wydatków i to właśnie dobrze ukierunkowuje bodźce i zapobiega wąskim gardłom w ochronie zdrowia, ale ma też olbrzymie znaczenie z punktu widzenia efektywności oraz konkurencyjności.
Sytuacja bowiem, że można wydać pieniądze na dentystę X lub Y skłania ich do konkurowania o pacjenta, a w Polsce prywatne wydatki na zdrowie stanowią 20,0% wydatków całkowitych. Wszyscy w tym aspekcie narzekają na ceny usług dentystycznych, lecz dane pokazują, że tanieją one relatywnie do naszych płac. Warto bowiem wiedzieć, iż latach 2006-2018 mediana płac brutto w Polsce wzrosła o 92,0%, a ceny usług stomatologicznych o 62,0%.
Warto również pamiętać, iż w Polsce około 5 milionów osób ma wykupione ubezpieczenia prywatne, oferowane przez pracodawców i tak naprawdę trudno wyobrazić sobie sytuację co by było, gdyby ta rzesza ludzi zrezygnowała z prywatnego ubezpieczenia i zaczęła korzystać z usług publicznych. Wówczas zapewne ich dostępność wręcz dramatycznie by spadła.
W powyższym kontekście warto również pamiętać, iż na rynku jest coraz więcej ofert związanych z prywatnymi ubezpieczycielami, którzy oferują rozmaite instrumenty dodatkowe na wypadek poważnych zachorowań i chorób, pokrywając koszty leczenia łącznie z wysyłaniem za granicę do najlepszych ośrodków medycznych. Niestety jednak w naszym kraju instrumenty ubezpieczeniowe są mniej złożone i zróżnicowane niż na Zachodzie i tak naprawdę dopiero uczymy się tego rynku, a jest to ewidentnie coś, co bardzo by pomogło w zakresie wydolności naszego systemu ochrony zdrowia.
O czym jeszcze warto pamiętać w kontekście systemu ochrony zdrowia w naszym kraju?
Myśląc o poprawie systemu ochrony zdrowia w naszym kraju na pewno warto analizować rozwiązania, jakie znajdują się w innych krajach. Przykładowo w Niemczech od pewnego poziomu rocznego dochodu można wybrać sobie, czy korzysta się z publicznego planu ubezpieczeniowego, czy też z prywatnego. Niemniej jednak nadal system publiczny posługuje się tam w znacznym zakresie prywatnymi podmiotami.
Niewątpliwie nie ma na świecie systemu ubezpieczeniowego w zakresie ochrony zdrowia, opartego w całości na podmiotach prywatnych i nawet tam, gdzie działa wiele podmiotów prywatnych, jak chociażby w USA czy Szwajcarii, są one silnie regulowane oraz zależne od rządu, co sprawia, że nie ma tak naprawdę pełnej swobodnej konkurencji. Poza tym dochodzą tutaj jeszcze ograniczenia, chociażby dotyczące wysokości składek czy też precyzyjnego definiowania zakresu ubezpieczeń. W tym względzie akurat Polska się wyróżnia dość pozytywnie, bowiem działający w naszym kraju prywatni ubezpieczyciele zdrowotni mają sporo swobody, tylko niestety rynek ten jest dopiero w początkowym stadium rozwoju.
Niewątpliwie myśląc o zmianach w zakresie systemu ochrony zdrowia w naszym kraju należałoby rozbudować prywatne instrumenty. Wprowadzić można by było chociażby medyczne rachunki oszczędnościowe, na wzór IKE, zachęcające Polaków do odkładania pieniędzy choćby ulgami podatkowymi czy też zwolnieniem z podatku od zysków kapitałowych. To na pewno zwiększyłoby udział płatności bezpośrednich w rynku i byłoby nieinwazyjnym rozwiązaniem, na które zgodzić mogliby się politycy różnych opcji. Warto podkreślić, iż rachunki takie funkcjonują chociażby w USA.
Innym pomysłem byłoby chociażby zwiększenie odsetka szpitali prywatnych w ogólnej liczbie placówek w Polsce, gdzie warto wiedzieć, iż podmioty takie generują zyski i wprowadzają innowacje, jak chociażby hospitalizacja jednego dnia czy też ambulatoryjna opieka specjalistyczna. Placówka prywatna jest w stanie przeprowadzić procedurę i po upływie doby wypisać pacjenta, a tym samym ograniczyć koszty w systemie publicznym. To bowiem jak dużo czasu pacjent spędził w szpitalu publicznym zależy nie tylko od realnej potrzeby, lecz niestety również i od tego, na co i w jakim zakresie ma on zapewnione finansowanie. Tym samym dobrze byłoby włączyć podmioty prywatne do tak zwanej sieci szpitali, by miały one więcej finansowania publicznego, a być może za jakiś czas takie podmioty przejmowałyby zadłużone jednostki publiczne i zwiększały ich efektywność.
Niewątpliwie nic nie wskazuje na to, aby odbyło się to ze szkodą dla pacjentów, jak i też miało coś wspólnego chociażby z obawami, że szpitale prywatne będą bały się przyjmować pacjentów ze skomplikowanymi chorobami. Wynika to przede wszystkim z efektywności, bowiem gdy są niższe koszty, to część zaoszczędzonych pieniędzy można przeznaczyć na leczenie trudniejszych przypadków. Tutaj bowiem wykluczanie pacjentów na dłuższą metę szkodziłoby reputacji danej placówki i obniżało rentowność. Szpitale publiczne również powinny móc osiągać zyski ze sprzedaży usług prywatnym pacjentom, jeśli bowiem część łóżek pozostaje niezagospodarowana, to można ją przeznaczyć dla chorych ubezpieczonych prywatnie.
Niewątpliwie szpitale nie staną się od razu rentowne, lecz jeśli chociażby 20,0% z nich dzięki temu stanie na nogi, to będzie to systemowo olbrzymia korzyść dla wszystkich.
Niewątpliwie kolejnym pomysłem na zmiany, jednak zapewne ciężkim politycznie dla przeforsowania, byłyby współpłatności. Z jednej strony rozwiązanie takie ograniczy pokusę nadużyć czy zbędnego korzystania z systemu ochrony zdrowia, a z drugiej strony skłoni ludzi do większej dbałości o zdrowie. Jednocześnie do rozważenia są również kary pieniężne za wizyty, na które pacjent się nie stawia, a wcześniej ich nie odwołuje.
Czy zatem rzeczywiście prywatny system opieki medycznej jest remedium na problemy w polskiej ochronie zdrowia?
Generalnie należałoby się zatem skupić na efektach, a nie na próbach ustalenia idealnego miksu pomiędzy systemem prywatnym, a państwowym w służbie zdrowia. Efekty wprowadzenia systemu rynkowego byłyby raczej zadowalające i warto tutaj podkreślić, że system taki funkcjonował przed nastaniem systemów publicznych, jak chociażby na przełomie XIX i XX wieku, gdzie opieka zdrowotna była całkowicie prywatna. W USA dla przykładu funkcjonowało już coś co przypomina dzisiejsze abonamenty medyczne, gdzie za składkę równowartości jednej dziennej pensji miało się dostęp do lekarza. W tym aspekcie prywatny rynek medyczny rozwijał się wówczas całkiem dobrze.
Warto wiedzieć, iż generalnie opieka zdrowotna ma niewielki wpływ na oczekiwaną długość życia, bowiem tutaj przede wszystkim ma na to wpływ nasz styl życia, a zatem chociażby to czy człowiek pali, pije, jaką ma dietę czy też czy uprawia sport. Historycznie XIX wiek nie był sielanką, bowiem ludzie przenoszący się ze wsi do miast byli narażeni na wiele chorób zakaźnych, których nie leczono, bowiem medycyna była niezbyt rozwinięta. Dopiero na przełomie wieków dokonano wielu odkryć medycznych, które zmieniły świat.
Dzisiaj często słyszy się, że oczekiwana długość życia w USA, gdzie system prywatny działa najsprawniej, jest niższa niż w krajach ze społeczną ochroną zdrowia. Jednak z drugiej strony badania wskazują, że gdy skorygować to o przyczyny śmiertelności, wykluczając wypadki drogowe i zabójstwa, to USA są liderem w tym rankingu. Zatem nie powinniśmy bać się rynkowej ochrony zdrowia, jednakże w świadomości społecznej przez dekady straszono nas opowieściami o ludziach umierających na ulicy.
Podsumowując, niewątpliwie wartym zastanowienia i poważnej debaty jest wprowadzenie chociażby po części rozwiązań rynkowych do polskiej ochrony zdrowia. Dominuje bowiem w naszym kraju system publiczny z odpowiedzialnym za finansowanie molochem, jakim jest Narodowy Fundusz Zdrowia, co niewątpliwie jest mało efektywne. Zapewne zatem większe otwarcie na korzystanie z podmiotów prywatnych, które są zdecydowanie bardziej efektywne, byłoby z korzyścią dla wszystkich. To wymaga jednak przewartościowania pewnych rzeczy, a szczególnie zmian w społecznym odbiorze ochrony zdrowia. Czy tak się stanie w najbliższej przyszłości, dopiero rzeczywiście czas pokaże.