Okazuje się, iż w chwili, gdy przestaną obowiązywać przepisy specustawy z dnia 2 marca 2020 roku sytuacja medyków, narażonych na kontakt z koronawirusem, kształtować się będzie znacznie korzystniej. Niestety jednak w przeciwieństwie do placówek medycznych, narażonych na dodatkowe koszty.
Jakich zmian sytuacji w zakresie placówek medycznych i samych medyków można oczekiwać?
Jak zauważa Karolina Podsiadły-Gęsikowska z Kancelarii Adwokacko-Radcowskiej Podsiadły-Gęsikowska, Powierża, po 5 września 2020 roku lekarze, którzy stali się niezdolni do pracy z powodu COVID-19 (i to nawet w sytuacji, gdy do zachorowania doszło w związku z wykonywaniem obowiązków w placówce medycznej, w której są zatrudnieni) nie otrzymują już zasiłku chorobowego w wysokości 100% podstawy wymiaru.
Powodem takiego stanu rzeczy jest uchylenie art. 4c specustawy z dnia 2 marca 2020 roku o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (Dz.U. z 2020 r. poz. 374).
I ten fakt potwierdza resort zdrowia, informując, iż obecnie nie ma przepisów regulujących zasiłki chorobowe dla pracowników podmiotów leczniczych, którzy zachorowali w wyniku styczności zawodowej z pacjentami zarażonymi COVID-19. Jednakże taka sytuacja nie oznacza, iż medycy nie mogą już liczyć na stuprocentowe zasiłki w razie zachorowania na tę chorobę. Otóż mogą, jednakże procedura jest już zupełnie odmienna.
Jak zatem obecnie powinni postępować lekarze, by w przypadku zachorowania otrzymać pełną wysokość zasiłku?
Generalnie ustawa z dnia 30 października 2002 roku o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych (Dz.U. z 2019 r. poz. 1205) przewiduje, iż jeśli niezdolność do pracy spowodowana została chorobą zawodową, to przysługuje zasiłek chorobowy w wysokości 100%.
Z tego też powodu, na co zwraca uwagę Rafał Hołubnicki, rzecznik prasowy Naczelnej Rady Lekarskiej (NRL), wystosowano apel do ministra zdrowia, w którym poruszono kwestię uznania COVID-19 za chorobę zawodową lekarzy i lekarzy dentystów. Odpowiedź resortu zdrowia pozwala przyjąć za chorobę zawodową lekarza sytuację, gdy można z wysokim prawdopodobieństwem uznać, iż do zakażenia doszło w środowisku pracy.
Jednakże, na co wskazuje doktor Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, podstawowa różnica pomiędzy zapisami specustawy, a aktualnym stanem prawnym jest taka, iż obecnie nie jest możliwa wypłata zasiłku chorobowego w wysokości 100% z powodu kwarantanny lub izolacji w związku z COVID-19 (co dopuszczała specustawa). Przysługuje bowiem teraz zasiłek chorobowy w wysokości 80%.
Natomiast osoby niezdolne do pracy w związku z koronawirusem, gdy owa niezdolność powstała w związku z wykonywaniem obowiązków wynikających z zatrudnienia w placówce medycznej mają prawo do pełnej wysokości zasiłku. Ponadto ich sytuacja jest znacznie korzystniejsza, aniżeli wynikająca do tej pory ze specustawy. Kluczowym jest w tym zakresie uznanie przez resort zdrowia zachorowania na COVID-19 jako choroby zawodowej.
Pomijając bowiem samą wysokość zasiłku (zarówno ze specustawy, jak i obecnie jako choroba zawodowa, wynosi on 100% wynagrodzenia), istotne są inne konsekwencje takiego stanu rzeczy. Mianowicie, jak zauważa doktor Tomasz Lasocki, jeżeli zakażenie lekarza koronawirusem zostałoby uznane za chorobę zawodową, to będzie z tego tytułu przysługiwał zasiłek z ubezpieczenia wypadkowego w wysokości 100%, finansowany od początku przez ZUS. Ponadto, gdyby w wyniku zakażenia doszło do powikłań zdrowotnych, wówczas chory mógłby liczyć na rentę wypadkową. Idąc tym tokiem dalej, gdyby chory lekarz z tego powodu zmarł, wówczas jego najbliższym przysługiwać będzie renta rodzinna wypadkowa, będąca z założenia świadczeniem korzystniejszym niż zwykła renta rodzinna. Najbliżsi otrzymają też jednorazowe odszkodowanie z ZUS.
Co to oznacza dla lekarzy?
Generalnie uznanie COVID-19 jako choroby zawodowej jest dla lekarzy znacznie korzystniejsze. Jednakże już sam proces uznania schorzenia za chorobę zawodową jest długi i skomplikowany. Tym samym znacznie lepiej byłoby, na co zwraca uwagę Rafał Hołubicki, dalsze utrzymanie zapisów specustawy do czasu zakończenia epidemii. Szczególnie, iż ryzyko zakażenia dla personelu medycznego jest znacznie większe, aniżeli dla przeciętnego Kowalskiego.
Jednakże jak spostrzega doktor Tomasz Lasocki, procedura uznania za chorobę zawodową jest złożona z uwagi chociażby na korzyści płynące z takiego faktu. Nie wystarczy bowiem w tej sytuacji zwykłe zaświadczenie lekarskie, gdyż koniecznym jest uruchomienie trzyetapowej procedury zakończonej wydaniem orzeczenia przez lekarza orzecznika o rozpoznaniu choroby zawodowej. I jeśli dany zakażony medyk takie zaświadczenie już uzyska, wówczas otrzyma należne świadczenie od momentu zaistnienia ryzyka ubezpieczeniowego (czyli niezdolności do pracy).
Jeśli jednak chory, u którego stwierdzono chorobę zawodową w postaci COVID-19 wyzdrowieje, powraca on do pracy, a tym samym ryzyko ubezpieczeniowe przestaje zachodzić i kolejne wypłaty świadczeń przestają być należne. Generalnie bowiem choroba zawodowa to klasyfikacja prawna jednego konkretnego schorzenia, tym samym nie musi występować przez całe życie.
Na co jeszcze będzie miało wpływ zakwalifikowanie COVID-19 jako choroby zawodowej?
Doktor Tomasz Lasocki uważa, iż zakwalifikowanie COVID-19 jako choroby zawodowej będzie rodzić pewne niekorzystne konsekwencje dla szpitali. Będą one bowiem musiały płacić wyższe składki na ubezpieczenia wypadkowe. Stopa procentowa składki na ubezpieczenie wypadkowe zależy bowiem od kategorii ryzyka ustalonej dla danej grupy działalności oraz liczby poszkodowanych i narażonych w danym podmiocie.
I to może sprawić, iż dana procedura będzie dla medyków jeszcze bardziej skomplikowana. Te obawy wynikają z doświadczeń, jakie mieli oni już z obowiązującą jeszcze niedawno w tym zakresie specustawą. Otóż by lekarzowi przysługiwał zasiłek w kwocie 100% wynagrodzenia, musiał on być zgłoszony do kwarantanny przez pracodawcę, który potwierdzał, iż do zakażenia doszło podczas wykonywania obowiązków.
I niestety w tym elemencie, na co wskazuje Maria Kłosińska z Warszawskiej Izby Lekarskiej, często pojawiały się różnice interpretacyjne. W przypadku, gdy występowało podejrzenie zakażenia, przeprowadzone było postępowanie wyjaśniające (prowadzone przez pielęgniarkę epidemiologiczną lub sanepid), mające za cel ustalenie okoliczności. Nader często zdarzało się jednak, iż medycy nie zgadzali się z wynikiem takiego postępowania. I obecnie obawiają się oni, iż w przypadku choroby zawodowej postępowanie dowodowe będzie jeszcze trudniejsze.
Podsumowując, z jednej strony medycy zarażeni podczas wykonywania pracy koronawirusem znajdują się w korzystniejszej sytuacji pod kątem możliwości otrzymania zasiłku czy ewentualnych innych dodatków. Jednakże z drugiej strony czeka ich zapewne trudniejsza batalia, by w ogóle uznano ich zachorowanie jako chorobę zawodową. Szpitale z kolei raczej stracą na tym, gdyż grozić im będzie wyższa składka ubezpieczenia wypadkowego. Tym samym nie będą zainteresowani, by medycy u nich pracujący, po zachorowaniu na COVID-19, uznawani byli za chorych na chorobę zawodową.