Niestety okazuje się, iż z roku na rok zmniejsza się liczba świadczeniodawców mających kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia, czyli leczących pacjentów w ramach ubezpieczenia powszechnego. Tym samym wciąż przyjmowanych jest mniej pacjentów niż przed wybuchem epidemii COVID-19.
Jak zatem spojrzeć na zagadnienie ilości przychodni lekarskich w Polsce?
Zasadniczo od 2017 do 2022 roku liczba świadczeniodawców w sektorze świadczeń medycznych specjalistycznych zmniejszyła się o ponad 12,0%, z poziomu 6000 do poziomu 5300 sztuk, w przypadku placówek oferujących leczenie rehabilitacyjne spadek wyniósł ponad 4,0%, a w przypadku placówek stomatologicznych spadek w skali 5 lat wyniósł aż 34,0%.
Niewątpliwie zmniejszanie się liczby placówek może być efektem koncentracji rynku, bowiem część praktyk jest przejmowana przez sieci placówek medycznych. Niestety w wielu przypadkach jednak stają się one niedostępne dla pacjentów, którzy chcą skorzystać z leczenia w ramach ubezpieczenia w Narodowym Funduszu Zdrowia (NFZ).
Jak podkreśla Jerzy Gryglewicz, ekspert z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie, taka sytuacja ma niewątpliwie bezpośredni wpływ na liczbę przyjmowanych pacjentów i tutaj dane pochodzące z NFZ są już nieubłagane. Pomimo bowiem zwiększania nakładów i zniesienia limitów niemal nigdzie nie udało się poprawić na tyle sytuacji, by co najmniej dorównać do poziomu sprzed epidemii COVID-19, gdy w naturalny sposób liczba pacjentów spadała. Wówczas bowiem z jednej strony mieliśmy do czynienia z ograniczeniami dotyczącymi planowanych przyjęć, a z drugiej strony chorzy ze strachu przed wirusem unikali wizyt w placówkach medycznych.
Bardzo dobrze widać to porównując dane od 2017 roku, gdy liczba przyjętych przez specjalistów pacjentów była o 1,2 mln większa, niż w 2022 roku, opiekę rehabilitacyjną otrzymało w roku 2017 około 400 tys. osób więcej niż w roku 2022, z leczenia zębów w publicznym systemie skorzystało o 1,0 mln osób więcej, co w tym przypadku stanowiło aż 20,0% wszystkich chorych, porównując rok 2017 do 2022. Niestety mamy też do czynienia z rosnącym czasem oczekiwania na wizytę, przykładowo w kardiologii w roku 2017 liczba pacjentów czekających na pilne leczenie wynosiła około 8,7 tys., a w zeszłym roku już niestety 28,5 tys. osób. Jednocześnie mediana oczekiwania wzrosła w tym czasie z 11 do 28 dni.
W tym kontekście powodem tak złej sytuacji w zakresie ochrony zdrowia jest na pewno brak kadry medycznej, jak i wciąż istniejąca możliwość uzyskania lepszych zarobków przez lekarzy prywatnie. I to pomimo ciągłego zwiększania wycen świadczeń przez NFZ. Często również właściciele placówek medycznych, którzy sprzedają swoje podmioty, twierdzą, iż są już w wieku emerytalnym i po prostu chcą odpocząć.
W powyższym aspekcie Jerzy Gryglewicz zaznacza, iż średni wiek lekarzy obecnie to 50 lat, choć są specjalności, gdzie ten średni wiek wynosi 56 lat. Do tego niestety dochodzą koszty prowadzenia działalności gospodarczej, które są coraz większe. Ponadto mniejsza liczba świadczeniodawców jest rezultatem aneksowania przede wszystkim już istniejących kontraktów ze strony urzędników NFZ, a nie zawierania nowych, bowiem nowe konkursy nie są już ogłaszane. W tym kontekście kurczenie się rynku sprawia, iż pacjenci mają coraz trudniejszy dostęp do lekarza, bowiem często pokonać muszą dłuższą drogę, by dotrzeć do przychodni czy też szpitala.
W powyższym zakresie brak kadry medycznej przekłada się już nie tylko na wycofanie placówki z rynku, lecz również na czasowe zamknięcie, czy też ograniczenia liczby czy godzin dostępności dla pacjentów.
W tym aspekcie niedawno opublikowany raport Najwyższej Izby Kontroli, poświęcony brakom kadrowym w zakresie ochrony zdrowia, wymieniał wiele przykładów takich sytuacji. Problemy widoczne są również w szpitalach, gdzie liczba świadczeniodawców również jest mniejsza, a jednocześnie mniej przyjęto pacjentów w roku 2022 niż w czasach przed epidemią COVID-19. Nierzadko zdarzają się też sytuacje, gdzie przesuwane było chociażby podanie chemii pacjentowi choremu na nowotwór, bowiem nie było odpowiedniego personelu, bądź też przesunięcia operacji kardiochirurgicznych, z uwagi na brak anestezjologa.
Jak zatem jeszcze spojrzeć można obecnie na sytuację w branży ochrony zdrowia w naszym kraju?
Wartym odnotowania jest jeszcze, iż chociaż w ramach podstawowej opieki zdrowotnej nie widać aż tak dużych różnic w liczbie pacjentów, którzy otrzymali pomoc lekarza rodzinnego, z wyjątkiem oczywiście okresu epidemii COVID-19, gdy ograniczono dostęp do specjalistów, to i tutaj również liczba świadczeniodawców spada. Jak podkreśla Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, przykładowo w byłym województwie pilskim ubywały w tym roku średnio 1 do 2 placówki w skali miesiąca i podobnie zaczyna dziać się również w byłym województwie leszczyńskim. Przy czym mowa jest tutaj o placówkach, które są całkowicie likwidowane, bądź też przekształcane w filie dużych podmiotów.
Taka sytuacja w praktyce oznacza niestety trudniejszy dostęp do lekarzy, bowiem filia działa krócej, lekarze przyjmują kilka razy w tygodniu, a pacjenci często odsyłani są wręcz do specjalistów przyjmujących w placówce głównej, która odległa jest najczęściej o kilkadziesiąt kilometrów. Niestety ten niepokojący trend nabiera tempa i już obecnie tylko w powiecie konińskim na ponad 30 placówek podstawowej opieki zdrowotnej jedynie 2 placówki nie zatrudniają emerytów. Już dziś w tym regionie na szybko potrzebnych jest 30 lekarzy, a w skali kraju lekarzy brakuje już w ponad 130 gminach.
Kolejnym zagadnieniem jest to, iż od 2017 roku w stomatologii zniknęła 1/3 świadczeniodawców, a liczba przyjętych pacjentów w roku 2022 była o 1/5 mniejsza niż jeszcze 5 lat wcześniej. W powyższym zakresie Paweł Barucha z Naczelnej Izby Lekarskiej podkreśla, iż mamy do czynienia w pewnym sensie z paradoksem, bowiem zwiększane są wyceny świadczeń medycznych, wchodzą nowe refundowane świadczenia i rosną nakłady na stomatologię. Pomimo tego placówki kolejne znikają, co niewątpliwie jest efektem zaniedbań poprzednich dekad oraz faktu, iż stomatologom po prostu o wiele bardziej opłaca się działać na prywatnym rynku. Niestety pacjentom już w tym zakresie o wiele mniej się to kalkuluje.
W powyższym aspekcie wielce niepokojąca jest spadająca liczba dzieci, które były na wizycie u dentysty, bowiem jest ona znacznie mniejsza niż w okresie lat przed epidemią COVID-19. To niestety skutkować może problemami zdrowotnymi w przyszłości.
Podsumowując, biorąc pod uwagę liczbę placówek medycznych świadczących usługi w ramach kontraktów zawartych z NFZ, mamy do czynienia od kilku lat z permanentnym ich spadkiem. Wskutek takiej sytuacji nadal przyjmowanych jest mniej pacjentów niż w okresie przed epidemią COVID-19. Pacjenci mają coraz bardziej utrudniony dostęp do lekarza, muszą coraz dalej podróżować, aby uzyskać odpowiedź na nurtujące ich problemy natury zdrowotnej. Generalnie, pomimo wzrostu nakładów na ochronę zdrowia, wzrostu wycen świadczeń medycznych, przychodnie znikają z mapy Polski, a kolejki rosną.